kajtul's avatar

kajtul

Nitwit
44 Watchers137 Deviations
16.7K
Pageviews
Jak w sonecie przepiękne zawrzeć życzenia?
Czy wierszem pisać je wyniosłym i patetycznym,
czy może banalnym niezmiernie i komicznym?
Bądź tu mądry, poeto świątecznego lenia!

Zresztą... i diabłu należy się prezent mały;
zatem: niech biesy zwykłe porwą wyraziki,
niech precz pójdą Coca-Cola i Myszka Miki,
by tylko świąteczne rymy proste się kłaniały!

Z serc popłyną wtedy słóweczka najszczersze:
by Gwiazdor grubym zadem nie zatkał komina,
a tańcząc na stole bynajmniej nie był ospały!

By starszyzna choroby omawiała wierszem,
by duża ilość wina nie wymagała klina
i by Święta w ogóle przeżyć się dały!


Prosto, krótko i nie na temat. Czyli tak, jak być powinno w przypadku potraktowanego Ludwisiem i ponownie upieczonego kotleta.
Merry Christmas...
...and a Happy 'Go to Hell'!
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Najpiękniejsze kwiaty człowiek dostaje na swoim pogrzebie. - Wujek Google przypisuje te słowa Celi nr 3. Ktokolwiek by w niej nie gościł.

Ciekawe, ilu studentów filozofii dokona próby samobójczej na myśl o wrześniu. Ku uciesze uczelni - i ku przygnębieniu statystyk - pewnie żaden. A ilu z nich upije się z radości wywołanej uzyskaniem wszystkich zaliczeń i trafi, niekoniecznie w jednym kawałku, na sekcyjne stoły po tym, jak załapie się na podróż stopem na masce tira? No i ilu zrobi to samo, choć nie zdało? Tyle ciekawych pytań, na które człowiek nigdy nie pozna odpowiedzi! Chyba że się ruszy i poszpera tu i ówdzie. Ale co aktywnego, to nie ja. Są chętni do wyręczenia mnie?
Swoją drogą, zabawne. Ostatnim razem też pisałem, gdy się ten podobno zabójczy dla studentów okres skończył. A przynajmniej dla mnie. I właściwie tak, zabójczy. Albo raczej: zabójczo nudny. Nie mogę wyjść z podziwu dla ludzi, którzy potrafią ślęczeć kilka dni, robiąc jedynie przerwy na te-najważniejsze-rzeczy - jak choćby podlanie roślin okopowych czy wrzucenie gumisia na ząb - a mimo to oblać. Ten cudowny dar musi niesamowicie urozmaicać ich życie. No i przynajmniej nikt ich nie pyta po każdym egzaminie, czy osiągnęli stałą nazwaną od ich imienia. Farciarze.


Jesteśmy dziwkami, panie Bach. - Kolacja na cztery ręce.

Koniec sesyjnych dygresji. Ale pozostajemy w uczelnianych tematach! Względnie rozważaniach. Czysto akademickich, rzecz jasna. Metaforycznych? W każdym razie na pewno nie dosłownych. Choć kto wie? Może w niektórych przypadkach... Zresztą, co za różnica!
Nie pamiętam już, cóż to pan Pach odpowiedział na tę uwagę panu Handlowi. Ewentualnie Bach Händelowi. Bądź co bądź, ten drobny i niewinny cytacik nie tylko tłumaczy, dlaczego teatry jeszcze nie umarły, a bilety na niektóre sztuki znikają, zanim zostaną wydrukowane.
Jak się tak nad tym zastanowić, jest w tym zdaniu jakaś głębia. Niezarybiona głębia bez glonów i planktonu. Esencja? Coś-co-lubi-siedzieć-pod-powierzchnią-i-oddycha-przez-słomkę? Albo po prostu stwierdzenie: wszyscy jesteśmy dziwkami. Bo kto z nas nie dał kiedyś czegoś innym? Swojej wiedzy, pracy, ulubionej sztucznej szczęki, czegokolwiek? Za gotówkę? Czek? W ramach umowy na zlecenie? W imię wyższych idei? Na rzecz Wielkiego Oszustwa pod tytułem: Altruizm istnieje? Na co?, po co, dlaczego?, jak? Nieważne!
Jak to było bowiem gdzieś indziej powiedziane: dziwka, która lubi seks, nie przestaje być dziwką. Nauczyciele, lekarze, projektanci wszelkiej maści, studenci, kopacze rowów. Nawet bezdomni, na których zazwyczaj się w takich sytuacjach liczy! Chyba że nigdy nie mieli choćby paru minut normalnego życia i nigdy też nie żebrali. Ale jednorożców, karłów Nibelungów i tych, którzy żyli krócej niż miesiąc, nie bierzemy pod uwagę. No i dzieci poniżej piątego roku życia też nie - bo wyją, krzyczą i kopią po kostkach, a - jak powszechnie wiadomo - tacy głosu nie mają. Zatem wychodzi na to, że wszyscy paramy się najstarszym zawodem świata.
Należy teraz postawić jedyne-słuszne-pytanie: dlaczego dziwka-prawnik zarabia kilka razy więcej niż dziwka-sprzątaczka? Dlatego, że nosi garnitur? Raczej nie - na pewno są tacy, których bardziej kręcą fartuszki i miotełki do kurzu. Bo ponad wszelkimi podziałami istnieje Wszechzwiązkowy Cech Prostytutek, który dba o różnorodność społeczną? To z kolei trąci żydomasońskimi spiskami przy wsparciu komunistów. Zadzwoń z poprawną - w danym momencie - odpowiedzią, a być może to właśnie Ty wygrasz ekskluzywne truchło transplantologii zabitej przez samego Platona! Dodatkowo, jeżeli przekręcisz do nas w ciągu najbliższych pięciu minut, wynagrodzimy Cię uściskiem dłoni prezesa! Albo nawet samą dłonią. Najpierw jednak odgadnij numer telefonu.
A tak na marginesie: czyż to nie cudne? Nareszcie jest coś jeszcze - poza gatunkiem, ma się rozumieć - co łączy wszystkich ludzi! Nawet jeżeli jedni są bardziej ekskluzywni i biorą więcej niż inni. Szkoda tylko, że różnorakie mniejszości pewnie nie dadzą sobie tym zaszyć ust. Albo chociaż zakneblować. No cóż, c'est la vie.


Zawsze ufaj drugiemu człowiekowi. Ale zawsze też znacz karty. - Robert Fulghum.

Całe szczęście, że ktoś postanowił stworzyć Wikipedię. Inaczej nie mógłbym powiedzieć, że nigdy nie czytałem żadnego z tekstów Fulghuma. Jakiekolwiek by one nie były. Choć jeżeli ktoś mówi o znaczeniu kart, głupi chyba nie jest. Żeby jeszcze pominął to całe zaufanie... Zupełnie jakby nie starczyło wierzyć, że nie każdy piekarz na świecie chce na naszą cześć upiec bochenek zaprawiony jakąś fikuśną substancją, zdolną zmusić człowieka do kopnięcia w kalendarz po dwunastu godzinach niesamowitych męczarni. No i też w to, że tych, którzy by chcieli zrobić nam podobnego psikusa, akurat znamy. Ot tak, dla komfortu psychicznego. I po to, by móc ich omijać szerokim łukiem. Względnie jakąś inną, bardziej dopasowaną do układu ulic, trasą. Bo jednak pokładanie zbyt wielkiej wiary w innych zakłada odwalanie niepotrzebnej roboty. A tego raczej nikt przy zdrowych zmysłach, o ile coś takiego w ogóle istnieje, nie lubi. Możemy się więc zapewne zgodzić, że przekładanie co chwilę kartotek z jednej szufladki w mózgu (tej, na której jest drobnym druczkiem napisane: ci, którzy nie wyniosą nic poza telewizorem, gdy zostawimy im klucze od domu) do drugiej (ci, którzy w takiej sytuacji oderwą nawet tapety ze ścian) nie jest czynnością, na którą warto tracić czas. I właśnie dlatego osobiście wolę ograniczyć się jedynie do znaczenia kart. No i też z powodu działu obsługi klienta. Pomoc techniczna szulerów haruje na swoje utrzymanie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.
Jest też jeszcze jedna przyczyna. Po dwudziestu latach życia w swoim nieustannym towarzystwie, nauczyłem się całkiem nieźle ze sobą dogadywać. Wiem zatem, na ten przykład, że przez ostatnich kilka miesięcy nauczyłem się, iż kłamstewka, małe i większe oszustwa czy mniej lub bardziej niewinne figle czynią codzienne życie znacznie ciekawszym. I nierzadko też łatwiejszym. Wygodniejszym? A kiedy ktoś oferuje dwa - albo nawet trzy - w cenie jednego, przy czym opłata za pierwsze nie wykracza poza pojęcie gratisu, nie skorzystać z takiej propozycji to grzech co najmniej ciężki. O ile zakładamy moralność. W przeciwnym wypadku jest to zazwyczaj po prostu głupstwo. Eufemistycznie rzecz ujmując. Tak samo jak ja byłbym ciężkim durniem, mniemając, że inni tego nie dostrzegają. W końcu ilu niewidomych na świecie by nie było, w porównaniu z sześcioma miliardami zawsze będzie ich mało.
Jak tak teraz sięgam nieco wstecz swą pamięcią, przypominam sobie, że właściwie ten akapit miał być o czymś innym. O ludziach, którzy sami się wkręcają i przez to podłych drani, którzy chcą ich wykorzystać, wprowadzają w konfuzję. Ale dochodzę do wniosku, że ciekawsze od pisania o nich, byłoby wsadzanie takich anomalii pod mikroskop i nakłuwanie. W końcu kto wie, co płynie w żyłach ludzi, którzy - na przykład - nie chcą, by im płacić za usługę. Bo tak to już się utarło przez te wszystkie wieki, że wybryki natury się bada. Podobno na chwałę nauki. Przynajmniej oficjalnie.


Umarł król, niech żyje król! - Przysłowie. Podobno polskie.

Na koniec, jako że ostatnio regularnie nazywany byłem starym masonem, czas na jedno z tych-złych-pytań-bez-odpowiedzi. Żeby jednak było ciekawiej, nadamy mu charakter międzynarodowego spisku: kto jeszcze sądzi, że pewien król o dwóch kolorach udał zatrzymanie akcji serca, machnął sobie jeszcze jeden generalny remoncik i wprowadził się do przyczepy Elvisa pod Vegas?


Update time!

Czy ktoś jeszcze uważa, że wpisy powinny same pojawiać się w indeksach? A te z kolei o własnych siłach winny oddawać się w pazury i kły jakże sympatycznych pań spożywających ciastka w dziekanatach? Świat byłby wtedy o wiele lepszym miejscem. Może nawet zniknąłby problem głodu w Afryce? I przynajmniej części ludzi przestałby wyskakiwać Error 404: Not Found podczas podejmowania prób dodzwonienia się do Boga, boga czy innego świętego głazu?
W każdym bądź, nie bądź i łabądź razie: koniec uczelnianych obowiązków. Czas spędzić trzy miesiące na przemian w łóżku i w fotelu. Tylko jeszcze służba by się przydała. Jacyś wolontariusze?
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In

Candy... canes?

5 min read
What the hell are those?
Candy canes.
Candy canes? Are you mocking me?


Wykpić inwalidę? By tego dokonać, trzeba być prawdziwym potworem bez duszy. Naprawdę! Ja na przykład bym nie śmiał. Choć może to dlatego, że zazwyczaj mają przy sobie twarde lagi albo mogą mnie rozjechać. A jakie są wymagania, by kalekę udawać? (Tu ciekawostka dla naszych małych miłośników języka angielskiego: fikuśny czasownik to mock znaczy wyśmiewać, drwić, ale przy okazji również udawać, imitować. Tak, teraz możecie się ślinić i klaskać, doceniając tę pozostającą w domyśle grę słów).
Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Za to mogę się podpisać pod każdą opinią stwierdzającą, że wydatek rzędu czterdziestu złotych szybko się zwraca.


When you are dying everybody loves you!
You have a cane and nobody likes you!
I'm not terminal, just pathetic, and you wouldn't believe some of the crap people let me get away with.


Weźmy choćby takie miejsca siedzące w środkach komunikacji miejskiej (niezależnie od gęstości masy ludzkiej). Albo niespotykaną zazwyczaj uprzejmość ze strony jej pracowników. No i nareszcie można używać chodnika, nie bojąc się, że za chwilę ktoś postanowi odcisnąć na człowieku swój łokieć. A przejścia dla pieszych? Kawałek drewna działa skuteczniej niż czerwone światło i groźba grzywny wspieranej przez punkty karne.
Niby zwykła laska inwalidzka, a potrafi czynić cuda (jeżeli ktoś wykupi mi wycieczkę na M. Czerwone, sprawdzę, czy każdy może być Mojżeszem). Najpierw ludzkość stworzyła prawo. Później religię i sumienie. A wystarczyło wystrugać wielką lagę i wysłać ją w kosmos, by była dobrze widoczna.
Martwić może tylko jedna rzecz. Udając kuternogę, można stracić wiarę w ludzi. Niektórzy stają się tak mili i usłużni, że Hobbes przewraca się i jęczy w grobie. Ewentualnie reducenci, którzy urządzili sobie na nim ucztę, dostają niestrawności. Lub reducenci jego reducentów. Mniejsza o szczegóły.


Now let go of my cane before it becomes your new boyfriend.

Zatem kulawy wstep mamy już za sobą. Właściwie to rozrósł się do rozmiarów tak zwanego rozwinięcia. (Ale czy ktoś tu będzie mi wyrzucał złą kompozycję tekstu)? Czuję się z tego powodu taki dumny - wsparłem darmową reklamą przemysł stolarski w czasach kryzysu gospodarczego. Powinni przyznać mi medal za dobroć. Byle duży i ciężki. Mógłbym go wtedy opchnąć na złom i wyszedłbym na swoje. (Tak, pomysł ten zainspirowało dwóch mężczyzn, którzy zorganizowali kradzież i przewiezienie z poligonu na skup czterech czołgów T-34. Każdy o wartości niecałych dwudziestu tysięcy złotych. A już myślałem, że nigdy nie będę miał idoli. Szkoda, że ich złapali).


Penis canes are murder.

Choć w sumie... Skoro byli na tyle głupi, by nie umieć przez centrum Lublina przewieźć niepostrzeżenie czterech czołgów, to krzyż im na drogę. Ja za to będę dziś na tyle miły, że przynajmniej podzielę się z Wami pewną nowiną. Otóż ten tekst - wyjątkowo - ma pewien cel! Tak, nie przesłyszeliście się! Nie zostawię Was na pastwę Waszych własnych mniemań i domysłów. Zresztą zapewne i tak byście się nad tym nie zastanawiali, więc w sumie to żadna różnica.
W każdym bądź razie: nudzę się. Miała być sesja. Była. Strasznie krótka i niezbyt wymagająca (pozdrawiamy tych filozofów, którym udało się mimo wszystko przeciągnąć ją jeszcze o cały tydzień, oraz tych wszystkich, którzy z założenia naukę kończą dopiero na początku marca!). I co jest w zamian? Wolne. Dlaczego istnieją organizacje na rzecz gejów i lesbijek? Na rzecz głodujących? Na rzecz ofiar przemocy ze strony pluszowych misiów? Na rzecz żydomasońskich spisków? A nie ma żadnej, która wspierałaby nudzących się? Na przykład chętnie nauczyłbym się dziergać na drugach. Albo haftować. A może tu znajdzie się ktoś cierpliwy, kto nie boi się igieł wbijanych w ciało w razie moich niepowodzeń?


So where do you get these things? Do they have cane stores?</b>

Tak, to już koniec. Ostatnie metry przed metą. Już możecie zacząć zakładać szale i rękawiczki, wiązać buty i powoli się budzić. A dlaczego? Bo kiepskie z Was audytorium. Nie rzucacie pomidorami, nie zadajecie pytań, nic. Kto wie, może to dlatego, że nie potraficie czytać w moich myślach i jeszcze nie wiecie, że się tu produkuję? Nawet jeżeli, to i tak równie dobrze mógłbym usadzić na krześle kilka lalek i mówić do nich. Problem w tym, że nigdy żadnych nie miałem. I tu dochodzimy do wniosku, że zostajecie Wy.
Swoją drogą: dziś piątek trzynastego lutego. Uwielbiam piątki trzynastego. Zawsze, kiedy nadchodzą, mam nadzieję, że ktoś, kto czci Pecha, złamie sobie przy mnie nogę. Albo zostanie napadnięty przez świadków Jehowy. Z tym że trzynasty lutego to przy okazji też kiepski dzień. Jest niczym zwiastun wszechobecnego różu, słodyczy i czerwonych baloników w kształcie serduszek, które zasnuwają niebo, uniemożliwiając jakikolwiek ruch powietrzny. W takich warunkach nawet ptaki boją się wyfruwać z gniazd. Na szczęście już się okopałem. Zebrałem żywność. Napełniłem fosę. Odłączyłem antenę od telewizora. Zablokowałem wszystkie potencjalnie niebezpieczne strony w Sieci. Jestem gotowy do oblężenia. A jeżeli to nie wystarczy, mam swoją bukową lagę. Nie dobiorą się do mnie bez walki.
(Tak, teraz już wiem, jak świetne to uczucie zgrywać walecznego bohatera, gdy ma się świadomość, że tak naprawdę nic człowiekowi nie grozi. Trzeba było iść do szkoły aktorskiej. A może baletowej? Te sukienki z... cholera wie, jak to się nazywa. W każdym razie chodzi o to dziwne, sterczące coś, co przypomina wykrój abażuru).
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Hello, sick people!

Czyli powitań słów kilka. Zatem: czy czas stwierdzić, że minęły prawie dwa tygodnie od poprzedniego wpisu i należy skrobnąć coś nowego? Nie. Więc może znów na czyste niebo, z którego dopiero co osobiście przegoniłem - tak, tak, machając rękoma i męcząc własne płuca! - ostatni obłoczek, napłynęły ciężkie, ciemne chmury głupoty? Też nie. A właściwie tak, ale że to się dzieje nieustannie, nie próbuję już tego nawet odczytywać za znak mający mnie pchnąć do jakichkolwiek czynów. Przynajmniej tych o charakterze dydaktycznym. W takim razie po co kolejny tekst? Bo nie ma, moi drodzy, nic gorszego ponad nudę, więc postanowiłem podzielić się z wami kilkoma myślami, które - nie kryję - są efektem czytanych przeze mnie tekstów.


You're comparing me to a Nazi? [admiringly] Nice...!

Dziś na przykład usłyszałem: Hitler przynajmniej był sprawiedliwy w tym, co robił. Już widzę to święte oburzenie na przynajmniej niektórych twarzach. Ale... czy podobna temu zaprzeczyć? Wszak nie ukrywał, że wedle jego ideologii jedynie nieliczni przetrwają. Dokonał podziału rasowego i głosił go, a lud go kochał - przynajmniej dopóki dawnemu kapralowi faktycznie się w postrzelonej, dosłownie, główce nie pomieszało i nie skazał Rzeszy na zagładę. Hitler zatem był faktycznie uczciwy, gdyż nawet nie próbował taić swych planów, przewidujących dla większej części ludzkości w udziale rolę pólproduktu do wyrobu mydła, abażurów i innych wyrobów, które z człowieka wytworzyć potrafiłby jedynie niemiecki pragmatyzm. Tu przypomina mi się zresztą jedna z historii przedstawionych w Medalionach Nałkowskiej, w której młody człowiek był wręcz zadziwiony - i bynajmniej nie w sposób negatywny - praktycznym podejściem nazistów do sprawy.


Patients always want proof. We're not making cars here, we don't give guarantees.

Zaczęliśmy od Führera. Dlaczego? Bo lubię wykorzystywać każą możliwą okazję, by sprostować mylne przekonanie, jakoby myśl nazistowska miała swe źródło w ideologii i twórczości wybitnego filozofa, Friedricha Nietzschego. To nawet nie upraszczanie historii, to wierutne kłamstwo, jakiego dopuścić może się jedynie pozbawiony wyczucia ignorant. Bowiem jeżeli nie ma o danym temacie pojęcia, dlaczegóż zabiera głos? To tak, jak gdybym ja zaczął w tej chwili bawić się w chirurga, księdza, profesora chemii albo ogrodnika. Choć gorszy od podobnych zachowań jest fakt, iż inni podobnym osobnikom wierzą na słowo i zaczynają powtarzać ich kłamstwa. Jak to zaś Goebbels mawiał, a przyznać trzeba, że znał się na rzeczy, kłamstwo powtórzone tysiąckroć staje się prawdą. Ohydne są te ludzkie zwyczaje.


But not to worry, because for most of you, this job could be done by a monkey with a bottle of Motrin. Speaking of which, if you're particularly annoying, you may see me reach for this: this is Vicodin. It's mine. You can't have any. And no, I do not have a pain management problem, I have a pain problem. But who knows? Maybe I'm wrong. Maybe I'm too stoned to tell.

A teraz clou całej tej bzdurnej gadaniny: sofiści. Kim dziś są? Na lekcjach historii przedstawia się ich jako degeneratów społecznych, mącicieli spokoju, tych złych, którzy kłócili się z dobrym Sokratesem czy Platonem. Gdy kogoś na co dzień - co raczej rzadko się zdarza w tych czasach - ochrzcimy tym zaszczytnym mianem, chcemy, potocznie rzecz ujmując, powiedzieć, iż kręci, mataczy i robi z nas idiotów. Wniosek? Słowo to ma aktualnie niezwykle pejoratywny wydźwięk. A niegdyś? Oznaczało mędrców. Jak to czasy się zmieniają...
Dlaczegóż jednak tak się dziś piętnuje biednych sofistów, skoro byli to ludzie niezwykle światli? Pewnie dlatego, iż tymi złymi stali się już w swojej epoce. Jak to jednak możliwe, jeżeli faktycznie byli tacy mądrzy? Otóż wybiegali myślą daleko poza wieki, w których przyszło im żyć.
Demokracja - w dzisiejszym tego słowa rozumieniu, egalitaryzm? Proszę bardzo! U nikogo innego, tylko u sofistów. Jednak to nie wydaje się być ciekawe w dobie równości głoszonej na każdym rogu, wypływającej z każdej studzienki kanalizacyjnej i wrzeszczącej z każdego głośnika.
Cóż więc jest tak pociągającego w sofistach? Otóż mowa o poglądach głównych przedstawicieli ostatniego nurtu sofistycznego, czyli Kalliklesa, Kritiasza i Trazymacha. Nie będę się rozwlekał zbytnio nad ich założeniami: wątpię, by ktoś, kto dotrwał do tego momentu, był w stanie znieść więcej aniżeli kilka jeszcze zdań.
Pierwszy głosił, iż prawo i normy są nie tylko pogwałceniem natury, ale także zemstą ludzi słabych, niedorozwiniętych - widzimy tu nietzscheański ressentiment.
Drugi desakralizował religię, czyniąc ją do narzędziem kontroli społecznej - gdy prawo mogło kontrolować jedynie z zewnątrz, sumienie, Bóg czy bogowie mogli wywoływać wśród ludu poczucie stałego nadzoru.
Trzeci zaś uznał prawo za wyraz interesów rządzących - w zależności od władzy prawo, wedle jego teorii, jest inne, by mogło jak najlepiej służyć swym panom.


So there I was in the clinic, drunk, I opened the drawer, closed my eyes, grabbed the first syringe I could find and...

Widzicie jakąś przesłankę, która pozwoliłaby określić w ostatecznym rozrachunku cel wszystkich powyższych słów? Ja także - jakkolwiek byście nie odpowiedzieli.
Zatem pozostaje mi mieć płonne nadzieje, że przebrnęliście przez całość i zostaliście porzuceni z brakiem zrozumienia mych zamierzeń, których mogło nawet nigdy nie być. Albo że wynieśliście coś mimo wszystko z całości czy choćby zastanowiliście się nad konstrukcją naszego świata i ról jakie grają w nim kultura, religia, prawo...
Bo grunt to robić wszystko tak, by niezależnie od efektu mieć poczucie, że jednak jest się górą. A jeżeli ktoś na tym przy okazji skorzysta... no cóż, straty wliczone są we wszelkie przedsięwzięcia - nastepnym razem będzie trzeba postarać się bardziej.



Michale, jeżeli powyższy wpis przeczytałeś, zachęcam do wyszukiwania błędów!
Tak, to było zaproszenie do zabawy w chowanego.
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In

Zatrudnie.

2 min read
Trudno jest żyć z ludźmi, bo takie trudne jest milczenie. - Friedrich Nietzsche Tako rzecze Zaratustra

Jak w temacie: zatrudnię. Kogo? Chłopca do bicia.
Czy musi być płci męskiej? Nie.
Wiek minimalny? Trzynaście lat. (Dlaczego? Kłaniamy się prawnikom).
Wykształcenie? Mile widziane. (Szczególnie w połączeniu ze zdolnością myślenia).
Inne wymagania? Umiejętność poprawnego wysławiania się i pisania.

Człowiek jest czymś, co trzeba przezwyciężyć. - Friedrich Nietzsche Tako rzecze Zaratustra

Jaki to ma sens? Prawdopodobnie nie zawiera go ani krzty. Ot, chciałem wszem i wobec ogłosić, iż nie mam na kim się wyżyć - po prostu brakuje mi kogoś, kto zechciałby podjąć dyskusję i albo udowodnić mi błędne rozumowanie, albo - co jest opcją przeze mnie preferowaną - dać się unurzać w błocie głupoty.
Jeżeli ktoś potrzebuje zachęty lepszej niż świadomość, że pomoże mi osiągnąć satysfakcję, może się uchwycić myśli o tym, iż wesprze mą osobę w poznawaniu sztuki sofistycznej oraz w nauce subtelnego kunsztu szydzenia z innych w sposób wyrafinowany.

Lepiej kobietę oburzać niż nudzić. - Friedrich Nietzsche

Uważam, iż dotyczy to także i mężczyzn. Doprawdy, lepiej człowieka torturować, lepiej go zabić, niż zanudzać. Ale mniejsza o to - choć fakt faktem, że mała dygresja zawsze jest mile widziana.
Teraz zaś kwintesencja tegoż akapitu: nigdy nie ma człowieka, gdy jest potrzebny. W autobusie? Zawsze pełno. W sklepie? Kolejka potrafi sięgać daleko poza jego granice. Krótko mówiąc: tam, gdzie ludzi nie chce się widzieć, zawsze są. A kiedy jakiś przydałby się w celach naukowych - by go obrazić, wyśmiać i udowodnić mu, że jest głupcem - to wszyscy znikają niby kamienie rzucone w ciemną toń oceanu. I jak tu się doskonalić, gdy nie ma na kim?


Na koniec zaś: nienawidzę dwóch zjawisk na dA, gdy chodzi o polskie znaki diaktryczne:
  1. faktu, iż w przypadku, kiedy poprzedzają one p, uzyskujemy ohydną emotę, przez co należy stosować niepoprawną pisownię;
  2. tego, że w tytułach wpisów zamieniane są one na bliżej nieokreślony ciąg bzdur, a w tytułach prac w ogóle nie są uznawane.
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Featured

Swieta, swieta... by kajtul, journal

Na koniec sesji przemyslen kilka. by kajtul, journal

Candy... canes? by kajtul, journal

Pochwala swiata. by kajtul, journal

Zatrudnie. by kajtul, journal